PRZYGODA Z PANDEMIĄ II  ROZDZIAŁ    1
AKTUALIZACJA 15.06.2020 r. 
 
P0WRÓT DO MENU       ROZDZIAŁ 1
 
Za oknem niebo grzmiało i wyrzucało z siebie piękne błyskawice. Stałam i podziwiałam te cuda natury.
Dobrze, że jestem za szybą. Chociaż lubię patrzeć jak przyroda pokazuje swoje piękno w różnej postaci, to jednak bezpieczniej w domu.
Tak, w domu.
To już trzy miesiące, idzie czwarty, jak jestem więźniem własnego strachu. Nie ja sama sobie go stworzyłam. Panika, jaką nas potraktowało otoczenie, a przede wszystkim władze zwierzchnie, udzieliło się milionom ludzi na świecie.
Chociaż w końcu powypuszczali z domów ludzi, to jednak we mnie pozostał strach.
Walczę z nim codziennie, bo przecież muszę zrobić sobie zakupy. Już nie proszę nikogo, jakoś mi wstyd, żeby ktoś mnie wyręczał w codziennych sprawach.
Te pierwsze tygodnie to jeszcze było zrozumiałe, ale teraz większość ludzi zaczyna nawet bagatelizować sprawę koronawirusa.
Czy faktycznie nie ma się czego bać?
Trudno powiedzieć, wielu profesorów, lekarzy, uważa, że nie ma czegoś takiego jak pandemia.
Inni z kolei uważają, że ludzie bagatelizują tego wirusa i zaczną chorować na szeroką skalę.
Gdzie tu jest prawda?
Przez te miesiące ludzie przybrali na wadze, nie wyłączając mnie, dzieci stały się grubaskami, bo siedzenie przy komputerze, gdzie na podorędziu jest mama czy babcia ze smakołykami, sprzyja tyciu.
A dorośli?
No cóż, z nudów otwierają lodówkę.
Muszę niestety pomyśleć o kupieniu jakiś ciuszków.
Mam czasami przemyślenia, które prowadzą mnie do zadumy.
Teraz wiosna, siedzenie w domu, potem lato, upał, który muszę niestety przeczekać w domu, bo na słońcu słabnę.
Przyjdzie jesień, już straszą powtórką z pandemii, więc znowu siedzenie w domu.
Zima jak zima, większość czasu w domu.
A co to ja jestem aresztowana, czy pogrzebana za życia?
Robi się depresyjnie, muszę coś zrobić żeby nie dać się wpędzić w dołek.
O północy u nas na zachodzie otworzyli granicę. Przelała się cała fala radosnych ludzi, którzy cieszyli się, że w końcu mogą chodzić przez most w jedną i drugą stronę.
Patrzyłam na transmisję nocną i nie dowierzałam. Bez maseczek, rękawiczek, zero odstępów miedzy ludźmi, o co tu chodzi?
Rano z kolei, już po siódmej, poszłam do sklepu, bo wiedziałam, że będzie dużo Niemców robiło zakupy. Wcale się nie pomyliłam, sklep był pełen klientów, a dwie trzecie to sąsiedzi zza Odry.
Zaczyna się na nowo. Będą kolejki, tłok, gwar, podbijanie cen.
Ot, wraca szara rzeczywistość, tylko z jednym wyjątkiem; na plecach czuć oddech koronawirusa.
Zadzwoniłam do dziewczyn.
Musiałam się wygadać, poskarżyć, a przy okazji wysłuchać co one mają do powiedzenia.
Zatem będzie się działo.