PRZYGODA Z PANDEMIĄ   I  ROZDZIAŁ    14
AKTUALIZACJA 29.04.2020 r.  
 
P0WRÓT DO MENU       ROZDZIAŁ 14
 
Co tak brzęczy? Miałam wrażenie, że ktoś trzęsie nad moją głową dzwoneczkiem, który pożyczył sobie z jakiejś bajki.
Oczy nie chciały mi się otworzyć, musiałam coś zrobić, bo ten dzwoneczek nie dawał mi spokoju. W końcu zorientowałam się, że to mój telefon przeraźliwie oznajmia mi, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić.
Słucham, powiedziałam do słuchawki.
W końcu, usłyszałam, co tak długo?
Spałam przecież, a która jest godzina?
Dochodzi trzynasta, o tej porze śpisz?
Tak jakoś się porobiło, że w nocy buszuję po mieszkaniu, a w dzień śpię. A kto mówi?
No nie wytrzymam, na dokładkę mnie nie poznajesz?
A powinnam, zapytałam, ponieważ dalej nie poznawałam głosu.
Beata mówi, podnoś się, bo muszę z kimś pogadać.
Dobrze, tylko daj mi się trochę pozbierać.
Wstałam z łóżka, poszłam do łazienki, potem zjadłam śniadanie, i zadzwoniłam na Skype do Beaty.
Fajnie że jesteś, powiedziała Beata.
Dawaj, co takiego się dzieje?
Lenka, to siedzenie w domu z dzieciakami i mężem dwadzieścia cztery godziny na dobę, doprowadza nas do szału. Zaczynamy sobie działaś na nerwy i robić sobie na złość.
To już dawno tak robicie, a co tym razem?
Wiesz, syn mnie okłamuje, a jak go zapytałam co wyrośnie z takiego kłamczucha, wiesz co mi odpowiedział?
Nie wiem, odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Tatuś powiedział, że ze mnie wyrośnie polityk.
A wiesz Lenka, wychodziłam do sklepu, bo chciałam chociaż na moment wyjść z domu, a mąż mówi do mnie; kup mi piwo, wyobrażasz sobie, ja mam mu kupić piwo?
I co, kupiłaś?
Tak kupiłam, bezalkoholowe. Jak zobaczył to prawie krzyknął; to bez alkoholu! A ja zapytałam czy są takie?
To jeszcze nie wszystko, po obiedzie zapytałam, czy mu smakowało, to odburknął; a co, chcesz się pokłócić?
Wiesz Lenka, nie mam już siły na nich.
Spokojnie, przejdzie ten wirus i wszystko wróci do normy, powiedziałam do Beaty, a w duchu pomyślałam, czy czasami nie rozwalą swojego małżeństwa?
Lenka ale posłuchaj co u Kaśki się dzieje.
Słucham,  bo dobrze się bawiłam, a one nie koniecznie.
Kaśka poprosiła męża, żeby zrobił jej kawę. Mąż krzyczy z kuchni, ile słodzisz, Kaśka odpowiada, że dwie łyżeczki. Podaje jej tę kawę, i z uśmiechem na twarzy mówi; smacznego kochanie.
Kaśka wzięła łyk kawy i poleciała wypluć. Posoliłeś mi kawę! No co ty? Widać pomyliłem się, to białe i to białe.
Kaśka pomyślała sobie, że mu odpłaci i zrobiła na obiad sos z prawdziwków, podała mężowi, kiedy zaczął jeść, pochwalił smaczny obiad.
Skąd wzięłaś taki fajny przepis, zapytał ją?
A wiesz, czytałam taki kryminał, tam był przepis jak otruć męża.
Nie wytrzymałam, jak oni wszyscy umilają sobie życie.
Zaczęłam się śmiać i nie mogłam przestać.
Jednak w pojedynkę lżej się przechodzi tę izolację.
I tak mija dzień za dniem.
Końca Koronawirusa nie widać.
Zaczyna robić się nerwowo, a ludzie zaczynają wątpić czy jest coś takiego jak pandemia, zaczynają podejrzewać, że jesteśmy zniewoleni w jakimś celu.
Niech może w końcu zaczną nas traktować poważnie, niech poświęcą czas na walkę z wirusem, a nie na walkę o stołki.